Wednesday 24 September 2014

W cyfrach i liczbach

- Misi rosną kolejne 3 (4?) ząbki na raz.

- Misia wczoraj powtarzała nowe jedno/dwa słówka, bo było albo mm amam mama am mm, więc albo Am, albo Mama, albo oba :)

- Tłumaczenie pierwszych 20-tu Wskazówek na dwujęzyczne wychowanie, 2000+ słów, już za mną. Wiadomo, że jeszcze mogłabym sprawdzić kilka razy i różne elementy pozmieniać i popoprawiać, ale wydaje mi się, że nie jest źle. Jeszcze do sprawdzania wrócę i poprawek dokonam.

- Pierwszy domowy obiad i dwie rozmowy przez telefon z F odbyte po francusku zaliczone. O tym jak pomału zmienia nam się strategia językowa w domu z OPOL na ML@H, wkrótce.

- Pierwsze 500 oglądnięć bloga -  cieszę się bardzo z każdych odwiedzin i dziękuję za nie.

Zaskoczyło mnie to kompletnie i wątpię, że mój stary nastoletni blog (Grugru Bleble Mama wie :) ) miał tyle odwiedzin przez całe swoje istnienie, co to moje nowe dzieło w niecały miesiąc)

- Witam oficjalnie Kaczorritę, Karolinę i BB w okienku obserwatorów i Asię w Google followers. Bardzo mi miło dziewczyny, że macie ochotę częściej tu zaglądać.

Sunday 21 September 2014

Idź spać - znaczy padnij

Od niedawna, moje kochane dziecko wykonuje polecenia. Jedno jest najbardziej skuteczne, ale tylko dlatego, że Misia zrobiła z tego zabawę. "Idź spać".

Bawiłyśmy się tak, że ja kładłam jej jaśka z kanapy na wykładzinie, pokazywałam palcem i mówiłam, żeby poszła spać. Nie wiem skąd to się wzięło, że zaczęła reagować na polecenie,  bo przecież jej specjalnie nie pokazywałam, że ma się na tym jaśku położyć.

Tak jakoś wyszło, że Misia nagle zaczęła klękać na kolanka i na jaśku kłaść główkę, tuląc do siebie pluszowego królika.

Śmieszne to i słodkie, więc oczywiście nagrałam i na ukrytym youtubie pokazałam rodzinie.

Ostatniej nocy, za to Misia dała mi w kość po tym jak ją położyłam już wieczorem spać.

Cisza w monitorku, zasiedliśmy z F do obiadu (jadamy po 19-tej, tak po francusku i jak już Misia pójdzie spać). Z pięć minut minęło a z monitorka wrzask jakby się paliło. Zaglądam, a dziecko stoi i wrzeszczy. Myślę, że coś się złego przyśniło, no to tulę i całuję. Misia się we mnie wtula i jest słodko. Odłożyłam ją do łóżeczka i wracam jeść.

Za pięć minut znowu wrzask aż ściany wibrują. Wracam do Misi, znów przytuliłam, pocałowałam, odłożyłam do łóżeczka, poklepałam, pogłaskałam (wszystko może z minutę) i wyszłam.

I znowu wrzask... wracam , tym razem nie brałam na ręce, tylko pogłaskałam, przytuliłam tak jak stała w łóżeczku i mówię wypowiadam jak się okazuje magiczne słowa, idź spać..

A dziecko, jakbym jej powiedziała, paaaadnij żołnierzu! bo tak no.. padła i się nie rusza. Z pupcią w górze czeka, żeby ją głaskać. Pogłaskałam delikatnie i wyszłam.

I znowu wrzask... już chyba wiecie, jakie słowa (nie przekleństwa ale blisko) przemykają mi przez myśl.

Idę. Wchodzę do pokoju, a dziecko paadnij!, nawet zanim coś zdążyłam powiedzieć. No koza mała! Dwa "głaski" po pielusze i wyszłam.

Potem w nocy się jeszcze z pięć razy obudziła, ale tym razem już nie kombinowała. Nic już nie mówiłam (jak superniania kazała), kładłam ją delikatnie i z buziakiem w czółko szła spać.

Następnego dnia, F zorganizował jej outfit of the day (zestaw ubraniowy dnia). Jakoś mi tak przypasował. Na górze sama słodycz i kokardki, a skarpetki jakie są, każdy widzi :)







Dzisiaj wieczorem odbiliśmy sobie przerywaną noc i graliśmy z Misią między salonem a kuchnią tak:
Misia, bisou Papa (Idź po całusa do Papy) - dziecko leci.
Misia, idź spać - dziecko leci i rzuca mi się w ramiona.
Misia, bisou Papa - dziecko leci do Papy
Misia, idź spać - dziecko znów w ramiona mi wpada
Ach! No cud, miód i orzeszki. :)
(Dodam to tylko, że to nasze dziecię do "przytulańskiego gatunku" nie należy i jak już się przytula, albo przytulać daje na dłużej niż dwie sekundy to wykorzystujemy na maxa)

Słownik 13,5-miesięcznego trzyjęzycznego dziecka

Dwa tygodnie temu, zaczęliśmy z F skupiać się bardziej na próbach nakłonienia Misi do powtarzania, najpierw ruchów, potem mieliśmy nadzieję na jakieś słowa. Pisałam o tym w kluczyku do kłódki.


Dziś mogę oficjalnie potwierdzić Misiowe postępy i wypisać listę pierwszych świadomych słów na jej 13 i pół miesiąca (tylko takie które powtarzają się niemal codziennie, zapomnianych i nieużywanych nie wliczam):

1. Da(j) - wiadomo, daj

2. Sisi - buty (wcześniej było sziu siu, ale ostatnio tylko sisi)

3. Papa - francuski Tata (zdała oficjalnie test gdzie puściłam jej wideo gdzie razem oglądali książeczke, a Misia paluszkiem pokazała i powiedziała Papa. Dzisiaj też zobaczyła go przez uchylone drzwi do sypialni i też paluszkiem pokazując, powiedziała Papa)

4. (a)nana  - banan (po angielsku banana, ale jak pytam czy chce banana, to wychodzi na to samo). Wcześniej powtarzała a teraz sama mówi jak tylko widzi banana.

5. Na widok okładki książeczki o rybce, robi tak buźką i wydaje dźwięk jakby puszczała bąbelki.

6. (niskie) u u - pies (z angielskiego woof woof, przyniesionego ze żłobka). Na obrazkowe pieski nie reaguje, na razie tylko na żywe.

7. Wydaje z siebie dźwięk A! Najczęściej na nasze kartonowe samogłoski domowej roboty i jak jej pokazuję A w alfabecie na ścianie żłobka.


Powtarzanki ruchowe:

1. Gdy siedzi w foteliku samochodowym na tylnym siedzeniu i któreś z nas wysiada, żeby ją wziąć, machamy do niej przez okno, a Misia odmachuje.
2. Gry mrużymy oczy, ona też mruży. F tak próbował ją uczyć słówka oczy po francusku, ale samo mrużenie zostało.
3. Jak ma humor potrafi zbudować wieżę z drewnianych klocków (rekord był z czterech na puszce metalowej). Wcześniej się w ogóle tymi klockami nie bawiła (poza stukaniem w okno, żebyśmy na nią zwrócili uwagę), ale jak jej parę razy pokazaliśmy to już sama po nie sięga teraz.
4. Podczas czytania jej książeczki "Do biedronki przyszedł żuk. W okieneczko: puk puk puk." zawsze stukałam w kartonową stronę i teraz Misia na tej stronie też paluszkami puka.
5. Rano ogląda z F "Yakari" - francuską wersję kreskówki o małym Indianinie, i jak się jej pokaze jak wydać z siebie długie aaaaaa i przerywać to zakrywając i odkrywając usta dłonią, Misia też tak robi (gest, bez aaaaa).

Dodatkowe dźwięki, nie do końca świadome ale mimo wszystko powtórzone, to Mama, O! i Nonono

Czekamy na więcej i cieszymy się, że wysiłki już dają efekty.

Chyba znaleźliśmy kluczyk do kłódki, na którą się Misia zamknęła i przez to powtarzać nie chciała. A teraz proszę :)



Wednesday 17 September 2014

Przypasowywanki na odległość

Od wczoraj biedne dzieciątko ma gorączkę, objaw uboczny szczepionki MMR  sprzed tygodnia (Measles, Mumps and Rubella - świnka, odra i różyczka). Słyszałam, że to częste po tej szczepionce i że z opóźnieniem się pojawia. Biedne maleństwo całe rano chciało tylko na rączki, tuliła króliczka i szykowała się na drzemkę na moim ramieniu. Dałam jej lek przeciwgorączkowy i Misia poszła spać. Jak się obudziła była znów pełna energii, więc mi troszkę ulżyło.

Dziś rano, znów poszłam ją obudzić, i jak tylko Misia otworzyła zaspane oczka: "Papa..." :) Słodka jest. Niech swojemu Papie napowtarza ile wlezie, żeby czuł, że przez to że dużo pracuje, nie stracił na węzi z malutką. Ona jest dalej jego "fi-fille à son Papa" (tatusiowa córeczka).


A moje mamusine serducho dzisiaj skacze z radości, bo po naszej wspólnej drzemce, Misiulka powiedziała MAMA. Ja powtórzyłam, a ona jeszcze raz MAMA.
Test na zdjęciach rodzinnych się szykuje. :)

(Dopisane z miesiąc później: test na zdjęciach rodzinnych Misia oblała. Mało tego, jak ją pytam gdzie Mama, ona albo wzrusza ramionami albo z uporem maniaka pokazuje na siebie. Mam się jakoś inaczej nazwać? Wczoraj 09/11/14 pokazałam jej filmik z nami obiema, to pokazała na mnie i powiedziała Mama. No to myślę sobie, że zaskoczyła. Dzisiaj rano 10/11/14 wchodzę budzić to małe, a ona szepcze "Papa"... Mówię, że to nie Papa, tylko Mama. No i przecież znów uparcie na siebie Misiak pokazywał.. I to tak dobitnie, że w półmroku jej sypialni, praktycznie w ciemności widziałam, że dalej twierdzi, że Mama to ona...)

Potem przyniosła mi karty, które jej zrobiłam do zabawy w Przypasowywanki (post tu) (w końcu ich nie zalaminowałam bo Misia chyba troszę z "lizania" wyrosła). Do tej pory troszkę te moje karty przekładała, ale nie bawiłyśmy się jeszcze nimi specjalnie, na razie się do nich tak jakoś przyzwyczajała. Wie gdzie te karty mieszkają i od czasu do czasu wyciąga je i tak potem leżą rozwalone po dywanie.

Dała mi znać, żeby ją podsadzić na kanapę obok mnie, bo obydwoma rączkami trzymała stos kart i wzięłyśmy się za oglądanie. Jak jej karta spadła na ziemię, to ja na to O! O!. I chwilkę potem, rzucała Misia kartami mówiąc O!

Potem wygrzebałam jej kartę z autkiem i pytam Co to? Autko? Gdzie jest autko?. Misia zaraz paluszkiem na swoje autko pokazała. (Score! :) ) . Rozejrzałam się po pokoju, identyfikując zabawki które były "na widoku". Pokazałam jej kartę z misiem i jak poprzednio: Miś! Gdzie jest miś? Jak się dziecko podekscytowało! Zaraz ześlizgnęła się z kanapy, poleciała po misia do pudła z zabawkami i wyściskała go z całej siły. Sama słodycz.



Pokazałam jej też lalę, ale najwyraźniej Misia nie chciała przeszkadzać w podróżach tej lali ze zdjęcia (która siedziała w wózeczku dla lalek), i poszła jeszcze raz do pudła z zabawkami, wygrzebać mi inną swoją lalę i tą mi przyniosła!



Sezon na przypasowywanki uważa się za otwarty!




Wczoraj też udało mi się wreszcie znaleźć sposób, żeby Misi obciąć paznokietki (co jakiś czas, Misia stwierdza, że mój dotychczasowy system rozproszenia jej na tyle, żeby mi się udało, już się nie nadaje..) Puściłam z laptopa YouTube - Daddy/Daughter dance to Shake it Off, Tylor Swift.




Chyba z 5 razy to oglądałyśmy bo mi się bananowy uśmiech za każdym razem pojawiał jak tatuś z córą nowe ruchy taneczne pokazywali, a Misia też podrygiwała sobie.

Obcięłam pazurki a dziecko z wielkimi oczami obserwowało tancereczkę z ekranu.

Mm hmm ruch jest najlepszy!

Tuesday 16 September 2014

Szydło z worka, a Papa z "jaskini"

Poszłam dziś rano obudzić Misię choć zwykle robi to F. Wchodzę po do pokoju, cichutko nawołując: Misia, Misiunia, wstawaj śpioszku... Pobudka, kochanie..

Dziecko zaraz wstało w łóżeczku na nóżki, rozglądając się szybko za swoim kóliczkiem i cap! go w rączki, w drodze w moje ramiona. Ja jej tu buziaka na dzień dobry, a Misiątko na to „Papa!” i paluszkiem na drzwi. No to ją wyniosłam do salonu szukać Papy..

Już od paru dni zdawało nam się, że wreszcie świadomie mówi Papa (francuska wersja Taty) i wygląda na to, że tak. Jeszcze ją przetestuję na jakich zdjęciach. Na „Mama” muszę jeszcze poczekać (powiedzieć umie, ale mnie tak nie nazywa).



Wczoraj też ów Papa przyznał się wreszcie, że przez ostatni tydzień był „nie w sosie” nie tylko przez stres w pracy, ale też przez ostatnią „rozmowę”, gdzie napomknąć zdążyłam tylko tym, że trzyjęzyczność Misi będzie wymagać czasu i wysiłku.. Pisałam o tym w poście „A dzisiaj jest mi przykro i żal...”.

Na spokojnie wczoraj udało mi się mu wczoraj przekazać, to czego nie udało się ostatnim razem:

- że dziecko uczy się języka najszybciej od „żywej” osoby a nie z telewizora (dodałam tu, że jak go nie ma w domu, to nie mam problemu z tym, aby małej puścić w tle francuską kreskówkę),

                On na to, że przecież mówi do niej wyłącznie po francusku.

- że najlepszym sposobem na rozój słownictwa małej jest czytanie na głos książeczek

On na to, że w tygodniu nie ma na to czasu, ale że w weekend jak ona mu książeczki przynosi, to on jej czyta (/ opowiada, w przypadku polskich egzemplarzy).

- że mam nadzieję, że zobaczy, że ja jego język też staram się wspierać, przez próbę zaprzyjaźnienia się z poznaną w pracy Francuzką, oczekującą narodzin swojego pierwszego dziecka; przez proszenie by jego rodzice przywieźli/ przysłali francuskie książeczki, DVD dla Misi; przez próby doradzenia F. Jak mógłby się „sklonować”, (np. nagrać się jak czyta bajkę, a to Misi puszczę) itp.

On na to, że przecież skoro kupił dvd serii dla dzieci i pacynki do tego, i jeszcze bajkę z wersją francuską audio, to przecież się stara. A jak ja mu wyjadę z tekstem, że potrzeba 25-ciu godzin tygodniowo, żeby Misia mówiła po francusku, i zaczynam mu stawiać cele i wymagania, to on się zaczyna zastanawiać czy może faktycznie jest bardzo kiepskim ojcem i zaczyna w siebie wątpić. Potem musi to przez cały tydzień trawić, i jest jeszcze gorzej..

No nic, pozostało mi tylko próbować ugłaskać, chwalić i chwalić za wszelkie najmniejsze ruchy wykonywane przez niego w kierunku uczenia Misi jego języka. Muszę też wykombinawać jak go tu zainspirować, tak żeby myślał, że to od początku był jego pomysł. No i chwalić jeszcze raz.. ech faceci..

A dzisiaj rano w drodze do żłobka śpiewałam Misi „Cztery Słonie, Zielone Słonie”, tylko mi zwrotek brakowało to tłukłam refren w kółko  Misia lubi melodię, a jakoś jestem w stanie to zaśpiewać bez wydawania zbyt fałszywych dźwięków.

A tu do nauki:

"Cztery zielone słonie"- tekst: Anna Świrszczyńska

Były raz sobie cztery słonie,

Małe, wesołe, zielone słonie,

Każdy z kokardką na ogonie,

Hej, cztery słonie !


I poszły sobie w daleki świat,

W daleką drogę, wesoły świat,

Hej, świeci słońce, wieje wiatr,

A one idą w świat.



Ref:

Cztery słonie, zielone słonie,

każdy kokardkę ma na ogonie,

Ten pyzaty, ten smarkaty,

Kochają się jak wariaty!


Ref: Cztery słonie...



A gdy obeszły już świat cały

To podskoczyły i się zaśmiały

Trąby podniosły swe do góry

I trąbią w chmury !


Hej łatwo obejść ten cały świat

Gdy obok brata wędruje brat

Cóż im uczynić może kto

Gdy zawsze razem są!


Ref: Cztery słonie...

Sunday 14 September 2014

buty i ptaszki..

Mamuś moja przysięga, że wydaje jej się, że Misia jak dziś zobaczyła kruki to powiedziała "bird", a potem w domu przyniosła swojego sandałka z przedpokoju, pokazywała na niego paluszkiem i mówiła "szuszu siuszu". O chulera angielski mi się wdziera!

Jak tylko szczekała po angielsku to jakoś jej byłam w stanie się pogodzić z woof woof. A teraz mam stracha znowu i muszę jakieś polskie słówko z niej wycisnąć.

Ona na ten sandałek "sziu szu" (shoe), ja pytam "masz buty", " gdzie są twoje buty", a dziecko grzecznie pokazuje, że buty które na codzień nosi są w korytarzu.

Oj jutro będziemy ten obrazek domowej roboty ze zdjęciem jej sandałka i tego prawdziwego sandałka przerabiać, że to but a nie tam szuszu.  Siu siu jest ok ale w innej kategorii.

Zdaję sobie sprawę, że będzie mieszać języki, ale jeszcze mnie to na razie przeraża.

Dzień pełen wrażeń i nanana

Dając wczoraj Misi kolejne gryzki banana( obranego do połowy, z wiszącą skórą, bo tylko tak je ten owoc teraz), pytałam w kółko czy chce jeszcze banana, za którymś razem dwa razy Misia na to otworzyła pyszczek i...  nanana aa! Zemdleję ze szczęścia.

Wczoraj Misia mała zapełniony kalendarz, rano Papa (F) zajmował się nią przez 3,5 godziny więc miała sporo francuskiego. F jej dał śniadanko, wziął ja na dwór bo dzień był piękny, wykąpał. Super. Ja w tym czasie miałam czas troszke dłużej pospać niż do 6.30, wyszykować się i pojechać zrobić tygodniowe zakupy. Jest to też moja szansa by zrobić kolejną rundę autem bo to w dalszym ciągu nowość, myślałam że nigdy nie będę umiała prowadzić a tu się udało. Kto by pomyślał, że po zrobieniu prawa jazdy wiele lat temu w polsce, nauczę się od nowa i to po lewej stronie drogi. Czas zakupów jest też moją jedyną szansą by się wyrwać i pobyć sama ze sobą.. Wreszcie się tak też zorganizowałam, żeby przysiąść w kawiarence na małą kawke. F się coeszy jak mnie nie ma w domu i może spędzić z Misią czas sam na sam. Jak ja jestem w domu to ostatnio mała chce tylko do mamy i od Papa ucieka. Sprawdziłam rozpiskę "sjoków intelektualnie rozwojowych"  (mental leaps, wonder weeks) i jak zwykle okazuję się, że dziecko przechodzi kolejny i właśnie ma początkowy okres rozdrażnienia, zanim zacznie robić masę nowych rzeczy których nauczyła się w poprzednim "skoku" ale fizycznie nie mogła jeszcze pokazać. Miśka pokazywała ostatnio wszystkie opisane znaki rozdrażnienia i "przyklejaństwa" do manusi i tylko mamusi. Teraz już wszystko jasne.

Po zakupach wróciłam do trochę zmęczonego, krzyczącego dziecka ( F mówi, że było ok całe rano a jak postawił dziecko na ziemię, yo krzyk). Ciężko się zastanawiałam czy wziąć ją na tą rytmikę czy nie. W końcu Misia się uspokoiła trochę, a jak tylko pokazałam jej buciki, poleciała do przedpokoju usiąść na krzesełko i czekała, żeby jej butki włożyć. No i z piętnasto-minutowym spóźnieniem wyjechałyśmy z domu na rytmikę. Stwierdziłam, że wyjście dobrze jej zrobi, a że jak taka zmęczona faktycznie to uśnie w aucie, a ja zawrócę do domu. Nie usnęła i świetnie się bawiła przez te 15 minut na które zdążyłyśmy. Szczęka mi opadła gdy moje dziecko funkcjonujące chwilowo "w trybie nie dalej niż na centymetr od mamy!", wstało z moich kolan i poszło na drugą stronę koła tworzonego przez rodziców, bo tam pani prowadząca puszczała bańki mydlane i większość dzieci tam się zebrało, by je łapać. Ostatnim razem też się baniek trochę bała a tu taka niespodzianka! W drodze do domu dziecko padło kamiennym snem, nie zjadła przez to lunch'u ale spała 2,5 godziny (niebo raj! :-) bo przez długie miesiące zrezygnowaliśmy z F z myśli o dziecku które by drzemało dłużej niż 25min na raz, a później 2 x 45min w dzień było cudem)  po czym poszłam ją obudzić, żeby zjadła. W sumie sama się nakarmiła i było miło. Zero jedzenia na podłodze, kubek jak stał tak stał i nikt nim nie rzucał, aaach cudnie. Po południu umówiłam się ze znajomą z pracy, francuzką, która oczekuje swojego maleństwa za kilka miesięch, wzięłyśmy Misię na plac zabaw i na trawę do parku. I w tym czasie znajoma (pracuję nad tym, żeby się bliżej z nią zaprzyjaźnić) mówiła do Misi po francusku (score!! :-)).  Udany dzień j masa interakcji językowych.

Saturday 13 September 2014

inspiracji..

Dzisiaj drugi raz idziemy z Misią na rytmikę (coś w tym rodzaju), zobaczymy jak zareaguje tym razem. W zeszłym tygodniu siedziała u mnie na kolanach i taka była przestraszona i onieśmielona. Fakt, że piosenki były puszczane dość głośno, pani prowadząca też głośno śpiewała, a i pogłos w sali był dość zauważalny. No nic.
Staram się świadomie uważać by mówić do Misi po polsku nawet w angielsko-języcznym otoczeniu. Muszę powiedzieć, że nie przychodzi mi to z łatwością, jakąś mam blokadę.

Misia ma już od paru tygodni bunt na krzesełko w którym jadła i ogólnie na jedzenie, to teraz je w salonie, na swoim "dorosłym" krzesełku drewnianym, przy swoim stoliku. No i sama tylko szuflować łyżką by chciała. Przynajmniej je i całkiem dobrego ma "cela" na szczęście. Trzeba ją jednak troszkę rozproszyć, żeby nie wstawała ciągle do zabawek. F wykorzystywał francuską kreskówkę, ale mi sprawdziło się śpiewanie na głos piesków małych dwóch, krasnoludków, jagódek i żabki małej. :-) znów muszę podszkolić się w tekstach innych piosenek. Na dobranoc, też wczoraj czytałam jej ksiażeczkę z miękkimi kartkami (ryzykowne bo ona lubi drzeć kartki które nie są kartonowe) i udało się, i nawet dłużej skupiła się niż na tych małych kwadratowych książeczkach które czytałyśmy do tej pory, mimo, że obrazki nie były tak fascynujące i kolorowe. Nie było obrazków w książeczce dużo. Brzydkie kaczątko z dodatku tutejszej gazety, angielska wersja, ale "czytałam" po polsku. Fajna gimnastyka umysłu :-)

Thursday 11 September 2014

Wskazówki na dwujęzyczne wychowanie

Poniżej jest mój "projekt z motyką na słońce"- tłumaczenie, oryginalnie angielskiego artykułu w celach:

a) podzielenia się przydatnym, uważam, znaleziskiem - zasobem internetowym

b) przetestowania i wysilenia mojego polsko-angielskiego organu myślącego w roli tłumacza i przy tym mam nadzieję trochę podciągnięcia mojej polszczyzny przy pomocy m. in. słowników wyrazów podobnych i poprawnej polszczyzny

c) kolejnego powtórzenia (sama do siebie) tego o czym czytam na temat dwujęzyczności, by stało się to moją drugą naturą, aby codziennie (i kilka razy dziennie), coś z poniższych wskazówek wdrażać w życie i wzbogacać świat Misi o polskość i połączone z nią bogactwo.

Podkreślam, że nie znam do fachowych określeń w języku polskim w temacie bilingwizmu (Jak ktoś wie o taki "słowniczku", dajcie proszę znać.). Jestem otwarta na sugestie poprawek. :)

Notatka: linki w tekscie typu "(Zobacz także:)" prowadzą do postów w języku angielskim ze strony BilingualMonkeys.com


Najlepsze wskazówki dotyczące wychowania dwujęzycznych dzieci – (1-20 z 44, to już ponad 2000 słów)


1. Zacznij wcześnie

Jeżeli od samego początku przyjmiesz aktywną postawę wobec dwujęzycznego wychowania, zdecydowanie zwiększysz szanse na utworzenie i utrzymanie odpowiedniej równowagi między umiejętnościami dziecka w obu językach.

Czas od urodzenia do wieku sześciu lub siedmiu lat, jest kluczowym okresem z dwóch powodów: 1) w tym okresie, dzieci są najbardziej podatne i skłonne do nauki języków, oraz 2) jeżeli dziecko uczęszcza do szkoły i uczy się tam w języku większości narodowej, innym niż język rodziców (jezyk mniejszości), to coraz trudniejszym staje się późniejsze utrzymanie równowagi dwóch języków.

Innymi słowy, początkowa inwestycja czasu i energii ułatwi osiągnięcie satysfakcjonującej równowagi, a następnie, utrzymanie jej przez całe dzieciństwo. Późniejsze „podgonienie” poziomu języka mniejszości i jego wyrównanie do poziomu języka dominującego jest znacznie trudniejsze.

(Przeczytaj także: Ostrzeżenie dla nowych rodziców, marzących o wychowaniu dwujęzycznego dziecka)


2. Postaw za priorytet

Postawienie dwujęzycznego wychowania za priorytet idzie w parze z przyjęciem wobec niego aktywnej postawy. Jeżeli rozwój języka mniejszości twojego dziecka nie jest jednym z najwyższych priorytetów w Waszej rodzinie, najprawdopodobniej język większości szybko stanie się dominującym, a język mniejszości zostanie zdegradowany do bardziej pasywnej roli. Nie bagatelizuj jak szybko może to nastąpić, kiedy dziecko wyjdzie w świat i zacznie spędzać większość swojego czasu skąpane w języku większościowej społeczności kraju. Postaw język mniejszości za priorytet od samego początku, a zwiększysz prawdobodobieństwo na osiągnięcie długotrwałego sukcesu.


3. Nie zdawaj się na los i przypadek

Nie pozwól kaprysom okoliczności przesądzić o losach dwujęzyczności Twojego dziecka. Musisz aktywnie kształtować język mniejszości by zrównoważyć wpływ jaki ma język dominujący.

Niektórzy przyjmuja podejscie leseferyzmu, twierdząc, że języka mniejszości, dziecko może nauczyć się później, gdy będzie starsze. Może to być prawdą do pewnego stopnia, ale lekceważy naturale pragnienie wielu rodziców by w okresie dzieciństwa ich pociech, porozumiewać się z nimi w swoich ojczystych językach.

(Przeczytaj także: Dlaczego porozumiewanie się z moimi dziećmi po angielsku jest dla mnie takie ważne – przemyślenia Adama Beck’a – autora strony Bilingual Monkeys - na ten temat.)


4. Wyznacz sobie cel

Określ jednoznacznie swoje oczekiwania wobec osiągnięć i zdolności twojego dziecka w języku mniejszości. Czy będziesz zadowolona/y z umiejętności płynnej mowy, a mniej przejmujesz się czytaniem i pisaniem? Czy umiejętności czytania i pisania są dla Ciebie równie ważne i masz nadzieję by Twoje dziecko umiało czytać i pisać na poziomie dzieci jednojęzycznych? Bez względu na obrany cel, ważne jest abyś go jasno określił(a), i upewnij się też, że Twoje wysiłki są dopasowane do Twoich oczekiwań. Dobra umiejętność czytania i pisania są osiągalne, ale cel ten wymaga głębokiego zaangażowania zarówno od Ciebie, jak i od Twojego dziecka.


5. Doinformuj się na temat dwujęzyczności

Poprzez zasięgnięcie informacji na temat dzieci i dwujęzyczności, będziesz w stanie lepiej wspierać rozwój znajomości języka Twojego dziecka. Zwróć się do pomocnych książek, zasobów internetowych i innych rodziców dla poszerzenia swojej wiedzy i zaczerpnięcia pomysłów. Wyszukaj stowarzyszeń zajmujących się tematem dwujęzyczności lub grup rodziców i dzieci spotykających się w Twoim regionie dla dalszego wsparcia i towarzystwa. (Dołącz do Adama Beck’a w Dwujęzycznym Zoo (Bilingual Zoo), ciepłym, pełnym pozytywnej energii forum "posiadaczy” i opiekunów dwujęzycznych dzieci!)


6. Ignoruj sceptyków wątpiących w możliwość udanej dwujęzyczność

Niektórzy ludzie, nawet ci, ogólnie dobrze wykształceni, mogą próbować Cię przestrzegać, że dziecku zaczną się "mylić" języki, lub że napotka inne trudności podczas nauki dwóch języków jednocześnie. Nie pozwól aby takie komentarze Cię powstrzymały czy zniechęciły. Jednocześnie jednak, warto ogólnie traktować porady ludzi na ten temat z przymrużeniem oka. Nie istnieje jeden najlepszy sposób czy metoda, jeśli chodzi o rodziny wychowujące dwujęzyczne dzieci.

W przypadku Adama Beck’a, chętnie zawsze wysłucha o doświadczeniach innych ludzi odnoszących sukcesy, bo może uda mu się przyjąć lub dostosować ich strategie dla jego własnej rodziny, ale tylko on naprawdę decyduje, co jest odpowiednie dla jego konkretnej sytuacji. (Zobacz też: Kiedy czujesz, brak wsparcia otoczenia dla Twoich dwujęzycznych przedsięwzięć dla dodatkowych porad.)


7. Miej na uwadze główne warunki „udanej” dwujęzyczności

Dwa „podstawowe warunki” efektywnego wsparcia nauki języka mniejszości i jego użycia to:
- odpowiednia ilości bezpośredniego kontaktu z językiem docelowym,
- i potrzeba by się tym językiem posługiwać.

Dziecko musi mieć wystarczający kontakt z językiem docelowym i czuć naturalną potrzebę jego używania.

Jeśli jeden lub obydwa kryteria nie są spełniane, najbardziej prawdopodobnym rezultatem będzie "pasywna umiejętność" w języku mniejszości. Innymi słowy, dziecko rozumie wiele z tego, co słyszy, ale raczej polega na języku dominującym by się porozumiewać z otoczeniem.

Oczywiście, taką pasywna zdolność można później uaktywnić, ale tu znów, postęp będzie wymagał spełnienia tych dwóch elementarnych warunków. W istocie, sukces dwujęzyczności jest zawsze powiązany z bezpośrednim kontaktem i potrzebą użycia. (O wiele więcej na ten temat, znajdziesz w: Co zrobić, gdy Twoje dwujęzyczne dziecko nie chce mówić w Twoim języku ,
i tu:  Dlaczego wychowanie dwujęzycznego dziecka jest bardzo, bardzo proste, i za razem bardzo, bardzo trudne.)


8. Zdecyduj się na strategię

Jak będziecie używać dwóch języków w Waszej rodzinie? Dwie powszechne strategie to:

1. "jedna osoba, jeden język" (one person, one language / OPOL/ dychotomia osób / dwudzielność osób) - gdzie każdy rodzic mówi w swoim ojczystym języku, lub

2. "język mniejszości w domu" (minority language at home / ML@H / dychotomia miejsca / dwudzielność miejsca)  - gdzie oboje rodzice używają swojego ojczystego języka, a język większej społeczności kraju, jest nabywany przez jest dziecko poza domem, od otoczenia

Bez względu na obraną strategię, najważniejszym jest abyś się upewnił(a), że dziecko ma, codziennie, wystarczająco dużo bezpośredniego kontaktu z językiem docelowym, i że naturalna potrzeba posługiwania się językiem ma często okazję by zaistnieć.

Wasza rodzina powinna konsekwentnie stosować się do obranej strategii, o ile okoliczności nie wymogą zmiany.
(Przeczytaj także: Jaka jest najlepsza strategia na wychowanie Dwujęzycznych Dzieci? - więcej na temat tego centralnego dla dwujęzyczności pytania)

(Mój przypis:

Dodatkowo polecam tu też arytkuł Wychowanie Dwujęzyczne, napisany przez polskiego logopedę w Manchester - Anetę Nott-Bower, autorkę strony bilingualhouse.com, gdzie wyszczególnia ona dodatkowe strategie:


  • "Dychotomia czasu, tematu lub czynności – zamienne używanie dwóch języków, np. co drugi dzień lub uzależnienie użycia danego języka od tematu rozmowy lub towarzyszących czynności.
  • Alternacja – alternatywne użycie obu języków (z pewnymi ograniczeniami lub bez), różne sytuacje w sposób spontaniczny wywołują jeden lub drugi język. Komunikacja rodziców z dzieckiem od jego narodzin polega na ciągłym przełączaniu kodów i mieszaniu dwóch języków.
  • Nieojczysty język rodzicadwujęzyczność nienatywna, kiedy język ojczysty rodziców jest językiem dominującym społeczności, ale jeden rodzic (bilingwalny) porozumiewa się z dzieckiem od jego narodzin w języku, który nie jest jego językiem ojczystym.")


  • 9. Zdecyduj się na formę i język przekazu edukacji

    Wybór strategii na dwujęzyczne wychowanie może również zależeć od wybranego typu szkolnictwa (opieki – dla młodszych dzieci). Czy Twoje dziecko chodzi/ pójdzie do szkoły czy przedszkola w języku większości? W języku mniejszości? W połączeniu obu języków? Może z zastosowaniem „homeschooling” – gdzie nauczyciele przyjeżdżają do domu dziecka i tam je uczą?

    Na cokolwiek się zdecydujesz, przyjrzyj się ilości kontaktu Twojego dziecka z każdym językiem i postaraj się utrzymać dobrą równowagę między nimi.

    Dla języka mniejszości, dobrze byłoby starać się osiągnąć 25 godzin kontaktu tygodniowo. (Jest to z grubsza 30% dnia dziecka, w zależności od schematu dnia). Mniej niż 20 godzin tygodniowo może być powodem do niepokoju. Natomiast, jeśli dziecko uczęszcza do szkoły w języku mniejszości, niektóre aspekty języka większości - zwłaszcza czytanie i pisanie – mogą potrzebować dodatkowego wsparcia.

    (Zobacz też: Ile godzin tygodniowo Twoje dziecko ma kontakt z językiem mniejszości?)


    10. Chwytaj każdy dzień

    Dwujęzyczny rozwój dziecka jest procesem długotrwałym, ale jest to proces, który może być rozwijany tylko po trochę, dzień po dniu, poprzez regularne przyzwyczajenia i zaplanowane schematy działań. Tak więc idea "chwytania każdego dnia" – podejmowania się, nawet drobnych, działań, lecz codziennie - uderza w samo serce tego wyzwania.

    Staraj się mieć na uwadze swój cel i zobowiąż się by przykładać się najlepiej jak potrafisz (będąc szczerym z samą/ym sobą) i robić do przodu kilka małych kroków - codziennie robić coś co wspiera rozwój językowy Twojego dziecka w języku mniejszości.

    Pamiętaj, że język większości będzie wciąż nieustannie się rozwijał, więc tak bardzo, jak to tylko możliwe, musisz być wytrwaly i konsekwentny we wspieraniu rozwoju języka mniejszości.

    (Dla dodatkowej inspiracji zobacz też: 8 Medytacji na temat sztuki wychowania Dwujęzycznego Dziecka, i Umarł mój Przyjaciel.)

    (Mój przypis:

    tu świetnie pasuje też cytat z "Czy przypadkiem nie powstrzymujesz dwujęzycznych postępów Twojego dziecka?" Adama Beck'a.

     "Your child’s bilingual ability as a teen will ultimately be the sum total of all the small choices and actions you pursue, or don’t pursue, throughout his childhood."

    Dwujęzyczne umiejętności Twojego dziecka jako nastolatka, są bezpośrednio sumą wszystkich Twoich najmniejszych wyborów i działań (lub ich braku), przez cały okres jego dzieciństwa. )


    11. Praktykuj "profilaktykę"

    Profilaktyka, czy „zapobiegliwość, jest kluczem do minimalizowania trudności w podróży w kierunku dwujęzyczności. Innymi słowy, naszym celem jest, aby zapobiec jeszcze większym trudnościom, zanim w ogóle się pojawią, wyprzedzając je podjęciem skutecznych starań. Na przykład: aktywnie zapewnieniając dziecku sporą ilość kontaktu z językiem mniejszości w ciągu kilku pierwszych lat jego formowania, aktywna umiejętność posługiwania się językiem otrzyma odpowiednie wsparcie i unikniemy problemów późniejszego aktywowania biernej zdolności.

    Będąc o ten krok do przodu z  przemyśleniem dalszego postępowaniu w związku z kolejnymi etapami dwujęzyczności, i podjejmując odpowiednie działania, podróż w dwujęzyczność może przebiec o wiele sprawniej i z lepszym rezultatem.

    (Więcej informacji na temat "profilaktycznej medycyny", zobacz Co mnie frustruje w wychowywaniu dzieci dwujęzycznych.)


    12. Bądź cierpliwa /y
     
    Rozwój języka jest procesem który rozkłada się w czasie. Jest to prawdą oczywiście dla postępów dziecka w każdym wieku, ale pierwsze kilka lat – niecierpliwe oczekiwanie na pierwsze słowa dziecka - może okazać się ogromnym testem cierpliwości. Zastanawianie się, czy dziecko już nigdy nie zacznie mówić, nie jest niczym niezwykłym u świeżo-upieczonych rodziców. Ale kiedy obecna jest wystarczająca ilość kontaktu z  językiem i rzeczywista potrzeba by go używać- a nie ma innych problemów rozwojowów- to dziecko bez wątpienia zacznie mówić, gdy tylko przyjdzie właściwy moment.

    To samo odnosi się do rozwoju języka przez cały okres dzieciństwa – jeśli zapewnisz dziecku wystarczającą ilość kontaktu z językiem i istnienie potrzeby jego używania, stopniowy postęp jest gwarantowany. (Pomocna przenośnia początków procesu nabywania języka -  zobacz Ważne przemyślenia na temat małych dzieci i młotków.)

     
    13. Ucz języka przez zabawę

    Bez dwóch zdań, wychowanie dwujęzycznych dzieci wymaga dużo ciężkiej pracy od wszystkich w to zaangażowanych, więc ważne jest, aby to doświadczenie było także przyjemne – na tyle, na ile to tylko możliwe.

    Nauka i zabawa to ciekawe połączenie, ale myślę, że ważne jest, aby być zarówno bardzo poważnym i za razem chętnym do zabaw- poważnym w kwestii procesu, ale wprowadzając ten proces w życie przez zabawę. Połowa tego stanowi po prostu pozytywne nastawienie, ale druga połowa wymaga realizacji działań (książki, opowiadania, zagadki, gry, itp), które kultywują rozwój języka w bardziej beztroski sposób. (Przezytaj też: Bądź  bardzo poważny. Bądź bardzo wesoły i skory do zabawy. Dwujęzyczność wymaga obywu postaw. i Eksperyment myślowy:... Co Twoje dzieci najlepiej o Tobie zapamiętają)


    14. Mów, mów i jeszcze raz mów do Twojego dziecka

    Badania wykazały korelację pomiędzy tym jak dużo i często rodzice mówili do dziecka w jego pierwszych latach a zdolności językowych dziecka w późniejszym wieku. Innymi słowy, ogromna ilość wypowiedzi skierowanych do dziecka przez rodziców i opiekunów od urodzenia do 3 roku życia ma ogromny wpływ na rozwój języka. Chociaż nie polecam zagadania główki biednego dziecka na wskroś - niemowlęta potrzebują ciszy, tak by mogły zebrać myśli o nowych doświadczeniach każdego dnia- to radzę rodzicom mówiącym językiem mniejszości przyjęcie aktywnej postawy w komunikowaniu się ze swoimi dziećmi.

    (Zobacz też: Najpotężniejsza rzecz ze wszystkich dla pielęgnowanowania rozwoju języka -  badania naukowe  a także przemyślenia Adama Beck’a.)


    15. Sklonuj się
     
    Gdy dzieci są małe, i szczególnie potrzebują kontaktu z językiem mniejszości, możesz czuć frustrację, gdy będąc głównym (często jedynym) źródłem języka, przez pracę, lub z innych powodów, nie jesteś w stanie spędzać z dzieckiem tyle czasu ile byś chciał(a).

    Jednym ze sposobów rozwiązania dla tej brakującej obecności -i, ponownie, sprawić by proces był przyjemnością - jest nagranie siebie jak czytasz książeczki obrazke, opowiadasz historie, śpiewasz piosenki i mówisz do swoich dzieci. Zrobiłem to (-Adam Beck), kiedy moje dzieci były młodsze i poprosiłem żonę, aby odtwarzała te filmy codziennie przez około 30 minut. Filmy te urzekły moje dzieci (i zdumiewały je, gdy zdarzyło mi się być w tym samym pokoju!), a tym samym, przez te wszystkie lata, dodały wiele godzin kontaktu moich dzieci z moim ojczystym językiem.

    (Patrz też: Instrukcje dla zapracowanego rodzica na sklonowanie samego siebie)
     

    16. Codziennie czytaj dziecku na głos

    Czytanie na głos w języku mniejszości, przez co najmniej 15 minut dziennie, jest ważnym elementem jeżeli chodzi o pielęgnowanie dwujęzycznych umiejętności. Może wydawać się to zbyt proste, ale regularne głośne czytanie ma ogromny wpływ na rozwój języka dziecka, jak i jego zainteresowanie książkami i edukacją.

    Jeśli nie czytasz na głos -  najlepiej zacząć czytać na głos od pierwszego dnia dziecka na świecie i kontynuować, tak długo, jak to możliwe - będzie dziecku znacznie trudniej rozwinąć wysoki poziom umiejętności w języku mniejszości.

    (Więcej na ten ważny temat: Sekret wychowania Dwujęzycznego Dziecka i Plecane zasoby - Dobre książki do czytania na głos.)


    17. Czytaj dziecku książki z rozdziałami

    Kiedy tylko Wasze dzieci osiągną odpowiedni wiek i poziom znajomości języka, bardzo polecam czytanie na głos książek z rozdziałami (najlepiej takie, które są częścią serii), by pomóc im uzależnić się od książek. Czytaj te książki codzinennie, a wkrótce rzucą swój czar i zaostrzą apetyt Twojego dziecka na czytelnictwo.

    A jeśli regularne czytanie jest trudne, ze względu na brak czasu, spróbuj "sklonować się" na wideo i poproś by Twój mąż (czy Twoja żona) codziennie puszczał(a) dziecku rozdział lub dwa czytanej przez Ciebie książki.

    (Przeczytaj też: Jak uzależnić Twoje dziecko od książek - listę dobrych serii w języku angielskim.)


    18. Zbuduj domową bilbliotekę
    Nie da się regularnie czytać dziecku na głos, jeśli nie masz odpowiednich książek w języku mniejszości, w tym książek z rozdziałami, które są w serii 5-ciu, 15 lub nawet 25+ książek. Wiem, że koszt książek może się szybko piętrzyć, ale w dalszej perspektywie, książki to tak naprawdę małe inwestycje, gdy końcowa nagroda w postaci dobrej znajomości języka jest tak wielka. Szukaj potencjalnych cięć w innych obszarach rodzinnego budżetu jeśli musisz, ale nie żałuj jeśli chodzi o dodanie książki dla dzieci do domowego zbioru. (Zobacz też: Ile książek masz w domu? - badania, które podkreślają znaczenie dobrze wyposażonej domowej biblioteki.)


    19. Dawaj książki jako prezenty
    Poprzez podarowywanie książek w języku mniejszości jako prezentów na urodziny, Boże Narodzenie, i inne specjalne okazje- i zachęcanie rodziny i przyjaciół, aby robili tak samo - można osiągnąć trzy ważne rzeczy: 1) sprzyjanie miłości dzieci do książek i tekstów; 2) przekazanie ideii, że książki są szczególne i cenione przez ich bliskich (w tym Mikołaja); i 3) w dalszym ciągu poszerzanie zbioru domowej biblioteki, co powinno być stałą ambicją.


    20. Odwiedź pobliską bibliotekę

    To naturalnie będzie zależało od Twojej lokalizacji i języka mniejszości, ale być może publiczna biblioteka w Twojej okolicy ma wybór książeczek obrazkowych w Twoim języku, do których możesz mieć darmowy dostęp— sprawdzenie tego i popytanie na pewno nie zaszkodzi. W Hiroshimie, biblioteka dziecięca ma całkiem sporą kolekcję książek w takich językach jak angielski, chiński, koreański, francuski, niemiecki i rosyjski. Może Twoja okoliczna biblioteka posiada już książki w językach mniejszości, a może byłaby skłonna zaopatrzyć się w kilka?

    Punkty 21-44 wkrótce.


    Artykuł ten przetłumaczyłam i zamieściłam tu za zgodą jego autora – Adama Beck’a, ojca dwójki dwujęzycznych dzieci i twórcy fantastycznej strony o bilingwiźmie: Bilingual Monkeys.

    Znajdziecie tam wiele bardzo przydatnych i praktycznych porad i inspiracji, opisanych ze wspaniałą pozytywną energią i humorem.


    Oryginalny post Adama znajdziecie tu:

    http://bilingualmonkeys.com/my-best-tips-for-raising-bilingual-kids/


    Adam prosił przekazać też wszystkim Polskim Blogerkom serdeczne zaproszenie do Dwujęzycznego Zoo (Bilingual Zoo), jego forum stworzonego dla "posiadaczy” i opiekunów dwujęzycznych dzieci, którego bramy stoją otworem, a wstęp jest całkowicie wolny.

    Monday 8 September 2014

    A dzisiaj jest mi przykro i żal...

    Myślałam, że może F jednak zależy na tym by Misia znała dobrze francuski, ale widzę, że jednak nie.. Źle to pewnie zrobiłam bo po ciężkim dniu w pracy, przytoczyłam przy obiedzie, że wyczytałam w internecie, że dziecko powinno mieć kontakt z językiem mniejszościowym przynajmniej 20 godzin tygodniowo (25+ lepiej), by 'mieć szansę ''naturalnie'' nauczyć się języka na dobrym poziomie. F chyba spędza z nią z 10h, przy czym często coś ogląda na swoim ipadzie.
    I, że mógły Misi czytać 15 minut dziennie, albo chociaż 5 min, jak przyjdzie z pracy..

    A F na to, że trudno, że nie będzie robił żadnych planów tygodniowych, że rano ma tylko czas dać małej śniadanie, że może jak będzie starsza i ''rozmowniejsza'' (?!?!?!?!)  i że nie będzie się do niczego zmuszał po ciężkim dniu. I, że trudno - Mała będzie znała płynnie polski i angielski, a francuskiego się kiedyś nauczy. I tak mi z tego powodu przykro. I żal mi tego jej francuskiego, ciągle potencjalnego.. No mówi do niej po swojemu, ale ogólnie to mówi mało, książeczki rzadko jej czyta, tylko w sumie puszcza francuskie bajki jak tam jedzą to śniadanie razem.

    Wiem, że nie mogę go do niczego zmusić, i ma też prawo do wyboru. Szkoda mi tylko, że ma takie jakieś egoistyczne podejście do Małej.. Przynajmniej nie jest przeciwko, żeby ja ją swojego języka uczyła? Oglądałam niedawno vlogi na youtubie pewnej rodzinki z dwójką małych dzieci. W jednym vlog'u tata zwrócił się do kamery opowiadając, że z pierwszym dzieckiem jeszcze miał trochę egoistyczne podejście i bronił się, by to nowe maleństwo nie wpłynęło zbyt na jego komfort życia, ale że przy drugim wkońcu ''zaskoczył'', zrozumiał i zmienił podejście na bardziej oddane swoim dzieciom. I tak jakoś mam nadzieję, że F też tak będzie miał jakbyśmy mieli drugie?

    Może tu jest jakiś rozłam kulturowy (może nie wszystkie Francuskie rodziny tak mają), ale on mimo, że jedynak praktycznie rodziców nie widywał. Właściwie to nie wiem czy mu ktoś bajki czytał jak był mały. Wiem tylko o dyktandach, które dostawał od mamy jak był starszy. Jego ojciec jest dwujęzyczny, ale F nigdy tego drugiego języka nie poznał. Jak mieszkaliśmy we Francji, to dziadek dla małej, też był ''dostępny po 18-tej''.. (ona o 19-tej już spała)

    I taka zawiedziona jestem i trochę zła i już sama nie wiem, brać na klatę i próbować jeszcze oprócz kombinowania z polskim dla Misi, to jeszcze kombinować jak jej zapewnić trochę więcej tego francuskiego? Ścigać teściów o płyty z piosenkami, książeczki i zabawki gadające po francusku? Czy tzw. let go i odpuścić. Skupić się na polskim..

    Chyba najciężej mi odpuścić bo uwierzyłam w to, że jeśli mała nie nauczy się dobrego francuskiego, to nie tylko straci językowo, ale też tożsamościowo, na poczuciu przynależności do Francuskiego narodu. Znam ''Francuzkę'', która rodzona w Polsce, przez pierwsze kilka lat tam mieszkała, potem jej mama wyjechała do Francji i wyszła za Francuza. Kobieta ta ma teraz z 70 lat, ale polskiego języka w ogóle nie pamięta, opowiadała, że jej mama próbowała ją nakłonić do nauki polskiego, ale że ona nigdy nie chciała. Polką się nie czuje, już wiele lat temu obywatelstwo polskie wyparowało na rzecz francuskiego...

    I takiego mam doła. Misia i ta będzie 2 i pół-języczna jakoś. Może na zapas się martwię znowu. I tak myślimy, że wrócimy do FR na stałe, ale to nie jest pewne. Jakby tak było to mała i tak pójdzie do francuskiej szkoły..


    Dalsza część tej historii i to jak się sytuacja rozwiązała w poście: Szydło z worka, a Papa z "jaskini"
    http://wychowac3jezyczka.blogspot.ie/2014/09/szydo-z-worka-papa-z-jaskini.html

    Sunday 7 September 2014

    Pierwsze słowa Misi w kodzie obrazkowym - Przypasowywanki


    Wreszcie mogę zaprezentować ''pierwsze słowa'' Misi w wersji obrazkowej domowej roboty.
    Coś czuję, że jakbym te obrazki sama bazgroliła to by mi to o wiele szybciej poszło. Zamiast tego:
    - porobiłam zdjęcia,
    - obrobiłam zdjęcia w kompie, żeby wymazać tło
    -  przerobiłam zdjęcia na ''malowidła'' w darmowym programie Duh-Vinci (widać moją niechęć do bazgrania niekompetentnie własną ręką?? W końcu się przełamię jak będzie trzeba.)
    - podrukowałam
    - pocięłam
    - teraz tylko muszę naciąć jeszcze moich czarnych kartoników 10x10cm, poprzyklejać obrazki i zalaminować. Takie same sobie to by te obrazki nie przetrwały pół minuty w łapkach mojego dziecka.

    

    W związku z tym, że obrazki nie są ''utwardzone'' i zalaminowane, nie bawiłyśmy się nimi jeszcze. Dzisiaj pokazałam Misi tylko trzy (lalę, misia i klocek), posadziłam te trzy ''żywe'' przedmioty przed nami i pokazałam jej ze dwa razy jak to można dopasować. Jak tylko złapała kartonik w rączkę, to zaraz gniotła, więc zwiększę wytrwałość kartoników dziś wieczorem i od jutra będziemy dopasowywać.

    Ale ofiara ze mnie! Właśnie (już po tej całej robocie), sprawdziłam na Głosce w ''Globalnie. Nauka czytania.''  (bo stąd pochodzi pomysł) kolejność etapów i jak to miało być poprawnie zrobione, no i widzę że się zagoniłam. I to jak! Także, odsyłam do Kasi z Głoski, żeby przeczytać dokładnie, no jak widać ja czytałam, ale nie do końca ze zrozumieniem.

    Cel miał być taki, żeby zrobić obrazki do tej małej ilości rzeczy (najpierw- rzeczowników, później czasowników) i czynności, których dziecko powinno się nauczyć czytać globalnie, żeby uwierzyć w swoje możliwości i zrozumieć przekład symbolu na konkretną rzecz.

    Pierwszy etap: dopasować obrazek do konkretu = ''żywego'' buta to obrazka.
    Drugi etap: dopasować konturowy obrazek do kolorowego obrazka tej samej rzeczy.
    Trzeci etap: dokładanie podpisu do konkretu (napis ze słowem miś, do pluszaka)
    Ostatni etap: dokładanie podpisu do obrazka, najpierw kolorowego, a potem do konturowego
    Z tego co właśnie poprawnie przeczytałam u Kasi z Głoski (link wyżej) i też w komentarzu u Ani z Zabaw Sylabowych, to tych globalnych wyrazów powinno być tylko kilka i to prostych: auto, dom, kot, oko, miś, auto, je, idzie, stoi, leży i imię dziecka.
    U mnie powstało jakieś memo, to i tak też będziemy się chyba bawić na razie, żeby się Misia przyzwyczaiła do dopasowywania. Potem wykorzystam obrazki do zabaw typu: ''co nie pasuje?'', albo ''czego brakuje?'' itp.
    Do globalnych nadają się tylko LALA, MIŚ, AUTO, BUT.
    No przecież nie książka, krzesło i łyżeczka! :D
    No i za ten głupi błąd, stawiam sobie za punkt honoru, żeby już do tych czterech obrazków, co się do globalnego czytania nadają, własnoręcznie te konturowe obrazki nabazgrać.
    Ech, człowiek to się nie tylko codziennie, ale parę razy dziennie, czegoś uczy. JA to nawet w ramach pisania własnego posta...
    

    Friday 5 September 2014

    Jak zachęcić dziecko do powtarzania? - Kluczyk do kłódki

    Kluczyka może nie tak do końca znalazłam, ale dzisiaj świętujemu Misiulkowe O!!!
    Było ich ze trzy, także hohoho święto!

    Myślałam i myślałam, jak to zrobić, żeby otworzyć to kłódeczkę na którą sobie Misia zamknęła tą swoją śliczną buźke i uparcie nie chciała nic powtarzać. No i nic jakoś nie wymyśliłam, to poszłam po rozum do głowy (najpierw google, zaraz po tym na blogi logopedyczne)

    1. Znów  Dwujezycznosc Blog przyszedł z pomocą, gdzie Ela przecież pisała od czego zacząć, że przecież od tego żebyśmy mówili do dziecka i MY powtarzali za nim. Ela cudny dialog z córcią opisała.
    W zasadzie to nawet zapomniałam, że to u Eli czytałam i tak już od jakichś dwóch tygodni staram się jak najwięcej powtarzać za Misią i rzeczywiście, Mała zaczęła więcej po swojemu mówić, ale powtarzać jeszcze nie chciała.

    Tak więc kolejnym krokiem było to ,że wzięłam się za samogłoski (z poprzedniego posta), które mieszkają z nami już od jakiegoś tygodnia. Misia co rano i po południu po to pudełko z literkami sięga i tak się walają po podłodze. No i my z F coraz to A! wykrzykujemy. Misia czasem też jakieś A! wypowie.


    2, Myślę i myślę dalej, co tu więcej zrobić bo się chyba A oklepało. W jednym z komentarzy na Głosce pod Jak papuga, czyli o powtarzaniu jedna osoba opisała jak ćwiczyła z dzieckiem np. wrzucanie klocków do pojemników z głośnym okrzykiem (np. iiiii!) – i  że po 20 okrzykach zdarza się, że dziecko powtórzy delikatnie iii…

    No to ja od wczoraj, tłukę Misi O!. Najpierw oglądałyśmy katalog z Ikeii, bo akurat ją strasznie zainteresował, to było ''O! Piłka'' ''Ale okrągła piłka.'' ''A tu co mamy?'' ''Kaczka. Kwa Kwa. Kaczka'' ''O! taka kaczka'' ''O! Tu kaczka'' ''Pokaż kaczkę. Kwa Kwa''. ''O! O! tu kaczka.'' i tak dalej z łóżkami, lampami, zabawkami i co tam było w tym katalogu z prostszych przedmiotów potencjalnie znanych Misi.

    Dzisiaj rano słyszę z sypialni (rano F budzi Misie a potem daje jej śniadanko i bawi się z nią, zanim ja przejmę dziecko):

    F: O!
    Misia: A!
    F: O! O!
    Misia: A!
    F: O! O! OO!
    Misia: A! A!
    No tłumaczy mu ciągle przecież, jak tej krowie na rowie, że A!, a ten Papa nic nie kuma :)

    Aż nie mogłam banana z twarzy się pozbyć jak się rano do pracy szykowałam. Po pierwsze, że F wyraźnie podsłuchuje i przygląda się jak ja to Misi próbuje te samogłoski do głowki nakłaść, i że sam z nią się tak bawi. A po drugie, że przynajmniej znowu więcej Misiowych A! I jak ładnie sobie rozmawiali (no dobra, trochę raczej krzyczeli na siebie).

    Potem jak przejęłam Misię dziś rano, to wzięłam wszytkie nasze kartonowe samogłoski i wrzucałam do pudełka, wołając O!, albo OO! i znów O!. A Misia podeszła, wzięła sobie jakąś samogłoske z moich rąk i wrzuca do pudełka. Na co ja oczywiście O!. A Misia kolejną bierze, wrzuca do pudełka i mówi... uwaga uwaga... O! No jakby większej radości dla serca matki nie było, to się cieszę jak głupia. Mamy O!

    3. U Głoski, w tym poście o powtarzaniu jak papuga, było też coś, co mi oczy otworzyło bardzo szeroko, że powtarzanie zaczyna się od naśladownictwa ruchu. Napisała, że jak dziecko nie powtarza, to dlatego, że prawdopodobnie nie umie powtórzyć czegoś ruchowego, co jest łatwiejsze niż naśladowanie mowy. I że między innymi dlatego najpierw dzieciaki uczą się chodzić, a dopiero potem mówić zdaniami.

    No i przeanalizowałam trochę naśladownictwo Misi, i fakt, że od dłuższego czasu narzekam, że ona machała łapką na papa, i... przestała.. Potem biła brawo, ii... przestała. F nauczył ją przybijać piątkę (jak? Sam nie wie.) no to jeden poranek przybijała, i przestała chcieć.

    Ostatnio ukochała taniec i więcej klaszcze. A jak ona tańczy to my więcej jej klaszczemy, więc i pozytywne koło się kręci.
    Ale z dużą ilością typowego dla dzieci naśladownictwa ruchowego, z Misią był ten problem, że albo wcale nie chciała powtarzać, albo jej się ''nudziło'' i przestawała. Ale pranie na suszarkę dwa razy wieszala razem z F, tak sama od siebie, więc jak koza mała chce to potrafi.

    4. Plan akcji na Misię, żeby mieć (mam nadzieję) wkrótce o nowych postępach Miśki móc pisać:

    - Powtarzamy za nia to jej blablanie a potem mowimy cos po normalnemu.

    - Na razie będziemy to O! oklepywać przez dwa dni, a potem wrócimy do A!, żeby nie zapomniała i chociaż te dwie samogłoski zagościły się na stałe w jej słowniku. Potem wprowadzimy U  albo I.

    - Jak nie chce po nas powtarzać to chyba ją spróbuję ''na pacynkę albo na pluszaka'' wziąć, bo jak ostatnio był bunt o mycie zębów, to myłam zęby jej krolikowi (zwierzak z którym śpi) i mały ludzki króliczek tez dziubek w końcu otwierał i dawał ząbki wyszorować. Raz tez karmiłam misia w jej foteliku, bo usiąść zaraza za nic przy stole nie chciała, to tez na AM (słówko moje, Misia jeszcze tak nie mówi) przychodziła..

    - Jutro idziemy na pierwsze zajęcia Jo Jingles (lekcje umuzykalniające?) w okolicy. Byłyśmy raz jak Misia miała 7 miesięcy. Tylko patrzyła wtedy i lizać te wszystkie grzechotki chciała, ale pamiętam i 8-miesięczną dziewczynkę, która chodziła na te zajęcia od kilku miesięcy i znała dobrze schemat ''zajęć'' i wiedziała dokładnie jak grzechotką w rytm grzechotać!
    Idziemy do nowej grupy dla dzieci od chodzących do 2-latków. Mam nadzieję zobaczyć Misi ruchy taneczne, które tak kocham. Chociaż pewnie na pierwszych zajęciach będzie tylko obserwować, pewnie na drugich i trzecich też, jak ją znam. Ona cwana jest do nas i jak jest sama. Dajcie inne dziecko, to tylko Miśka na to dziecko patrzy i tak stoi.. Zobaczymy czy ją piosenki śpiewane i muzyczna grana w ramach Jo Jingles w ogóle ''rusza'', bo widzę w domu, że nie każda muzyczka z zabawek nakłania ją do tańca.

    Na zadanie domowe:
    - sprawdzić proponowaną w metodzie krakowskiej kolejność wprowadzania samogłosek.

    Odkryałam też, że zabawy samogłoskami powinny odbywać się przy stoliku i trwać z 15 minut.
    Samogłoski powinny też być ''dopasowane'' do ''konkretu'' czyli dobranego odpowiednio obrazka:
    Najpierw powinno się wprowadzić:
    A – pan/ pani/ dziecko  ziewa
    U -  samolot leci (ale u nas bedzie sowa u u)
    I – świnka
     (NIE należy używać obrazka auta jako odpowiednika litery A. itp.)
    W dalszej kolejności:
    O – zdziwienie/ zdumienie
    E – płaczące dziecko/niemowlę
    Y – chłopczyk/ dziewczynka z uniesionymi do góry rękami

    - wygrzebać w internecie i nauczyć się jakichś ''zabaw paluszkowych'' i bawić się z Miśką.
    - jak się Misi jutro Jo Jingles spodoba, to brać tyłek w troki i się tam aż do Świąt z nią co sobotę wybierać :)

    Wednesday 3 September 2014

    Domorosłe Samogłoski

    Natknęłam się w internecie na metodę krakowską / symultaniczno-sekwencyjną / sylabową je (polecaną dla dzieci z problemami komunikacyjnymi, opóźnionym rozwojem mowy, dzieci dwujęzycznych, autystycznych itp.) Jak na razie zapoznałam się tylko ogólnie z jej zasadami, i właściwie to co "wiem", wyczytałam na kilku bardzo ciekawych blogach, należących do bloggerek z logopedycznym i podobnym wykształceniem i doświadczeniem.

    Wniosek z tego na razie taki, że tak sobie skubnęłam tylko szczępek metody, i tak w sumie to jeden krok do przodu i dwa kroki w tył.. (o tym będzie trochę niżej)

    Ela z Dwujezycznosci pokazała jak jej niespełna roczna córeczka bawi się samogłoskami, no i pozazdrościłam. Nie chciałam czekać na zrobienie zakupu i przesyłki, to się trochę kreatywnie wyżyłam i wyszło mi tak: (zrobiłam dwa typy, taki "gnietliwy", i do ślinienia i gryzienia jak się okazuje, a także zgapiłam z "Sylabek inaczej" prof. J. Cieszyńskiej, bo dzieci lepiej skupiają się na białym tekście na czarnym tle, niż odwrotnie, coś o oczopląsie w związku z białym tłem chyba było..)



    
    Dałam Misi te literki w plastikowym pudełeczku (F używał takich do zamrażalnika, to teraz ma jedno mniej :) ) i ona chyba z pół godziny je po jednej z tego pudełka i z powrotem. No i jak tak w te i we wte się bawiła, to ja tak w kołeczko: "Co tam masz?'' ; "Literki masz?"; "To jest A. A. Misiu, A" ; "A to jest O. Ale fajne O. Takie okrągłe, widzisz? O." ; "A co tam masz? Masz E? U. To jest U. U U U." i tak fajnie nam zleciało.

    Zaskoczyła mnie Misia ogromnie, bo jak wszystkie samogłoski z pudełka wyłożyła na wykładzinę, to potem po jednej wkładała z powrotem, ALE "sprzątała" aż do ostatniej. Jeszcze się wokół siebie rozglądała, czy gdzieś jeszcze jakaś literka się nie zgubiła. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby się tak skupiła, to raz, zwykle też wywalała coś z pudełka, wrzucała z powrotem może dwa elementy czegoś i już leciała coś innego robić. A tu nagle, składała literki do ostatniej do tego pudełka jak ta stara.

    Teraz już te literki co do "gryzienia" były, są pogięte, obślinione i kilka musiałam zabrać i schować bo mi się Misia ząbkami przebiła przez moją domowej roboty "laminatę", no i w końcu nie chcę, żeby dziecko jadło plastik. Ale i tak laminata się sprawdza, bo jakby nie to, to już by nic z tych samogłosek nie zostało, zaśliniłaby na amen. Szkoda byłoby kasy na gotowce ze sklepu. Tak przynajmniej mi nie szkoda. Jak zamordowała mi U i I jak na razie to nic, to się dorobi.

    Jakoś na drugi, czy trzeci dzień zabawy z literkami, Misia poszła po to pudełko, siadła na podłodze, a ja słyszę - A!.
    Zaglądam, co tam dziecko w łapkach trzyma a tak A! No myślałam, że zemdleję.

    Mówię do niej, przynieś A. To przyniosła. Wróciła do pudełka, coś mi tam biegiem niesie. Pytam, co tam masz?
    Misia mówi A! A to było Y, potem E też. W sumie wszystkie samogłoski ochrzciła A! i tyle! :)

    I tak szczęśliwa byłam jak nie wiem co, wdzięczna Eli i kilku innym blogom, bo to Misiowe A!, to pierwsze co ona kiedykolwiek powtórzyła (no dobra, tu było po czasie, nie tak, że powtórzył zaraz po mnie. Z resztą, dalej nie chce nic więcej powtarzać. To był sukces krótkotrwały niestety, ale przyjdzie pora...) I tak byłam HAPPY!

    A o dwóch krokach w tył:
    - Jak wyczytałam na www.sylaba.pl, to ó zamknięte powinno się wprowadzić jak już dziecko ma dwa latka, to zaraz to ó zamknięte zabrałam i schowałam do szuflady
    - Potem jeszcze sobie takie plany snułam, że może sama porobię sylabki i nie będę kupować, aaaallleee Kasia z Gloski mnie tu zaraz jednym swoim wpisem sprostowała, żeby jak już się ktoś za metodę krakowską zabiera, to niech przynajmniej przeczyta opis metody Kocham Uczyć Czytać J. Cieszyńskiej, żeby nie wprowadzać sylabek jak tam się chce a potem się dziwić, że nie działa, czy dziecku się myli..

    No to od tego zakupu zacznę, tylko muszę wykombinować gdzie to do Polski wysłać, żeby mi kto do Irlandii wysłał..

    A w zbliżeniu jest tak:


    Literki są 9x9cm, na kwadratowych czarnych kartonikach 10x10cm

    Materiały były super proste:
    -czarna mounting board (najgrubszy karton dostępny w papierniczym,
    - ołówek, gumka, linijka, nożyk i nożyczki
    - to czerwony to dwustronna taśma klejąca w myszce, ale klej też byłby ok, \
    - białe gotowe kartoniki na 10cm szerokie, żeby mniej cięcia było
    - folia do okładania książek w roli laminatu
    - internet w komórce, żeby było poprawnie to sprawdzałam jak literki w czcionce Arial wyglądają, żeby było tak jak trza!
    - wszystko nożykiem kroiłam na desce do krojenia chleba, a co!


    Tuesday 2 September 2014

    Misia u starszaków

    No i wczoraj, na pierwszego września, "wygnali"  w żłobku moje bejbi do starszaków, dwa miechy wcześniej, bo chodzi (ekhm.. biega!) jako jedyna z maluchów i mówią panie, że kumata jest. Ale "starszaki" miały być od 15-tego miesiąca... Buuuu chlip..

    A dziecko się na jedną drzemke przestawiło i śpi o dziwo 2 godziny (ona chyba tylko za noworodka spała takie długie drzemki), butelkę na "active sipper" kubek, taki jak na kawę na wynos, bez dziubka, zamienić sobie dała.. A jak wczoraj z F po nią przyszliśmy to nas pięknie olała :-) gdzie do tej pory w maluchach to nawet mi pogadać z panią nie dała, bo za swoją torbę ciągnęła, żeby się mamunia streszczała bo idziemy do domu.

    A tu dziecko po pokoju maszeruje i bawi się czymś tam i jej ogólnie fajnie. A ja mam jakiś gul... Bo pani w starszakach jest miła ale nie to co te dwie cudowne osóbki w maluchach, gadać ze mną specjalnie nie chce, innych dzieci imion zdradzić nie chciała (nie pytałam wprost, tak tylko zagadywałam) no to te wszystkie starszaki jakieś obce, no i nie wspomniałam, że JEDNA mama rano odpowiada dzień dobry/ hi i się uśmiechnie, reszta ignor kompletny.. Masakra. W sumie to pogodziłam się już chyba, że tu rodzice w klanach się komunikują, i nowych członków do klanów nie przyjmują.

    I tak mam gul, bo bezdzietni ze mna specjalnie gadać nie chcą, no i rozumiem, że ciężko jak mi dziecko piszczy koło ucha albo próbuje zwiać, to się trudno skupić na bezdzietnym rozmówcy. No i też o dziecku lubię pomówić, a to najlepiej z kimś w takiej samej sytuacji, znaczy dzieciatym. A tu dzieciate w klanach żyją i tyle. No kruca fuks.. Jak się klany tworzyły to siedzieliśmy we Francji, teraz już po ptokach, bo wszystkie mom&baby we wtorki/środy o 11 rano, a ja w pracy no to jak. W weekendy jest guzik. No i tak mam gul bo nikogo tu nie znam buu.

    Chociaż Misi w starszakach dobrze chyba, ale widziałam też, że jak jej większe dziecko zabiera zabawkę z rączek, to Misia stoi i tylko patrzy dużymi oczami. Nie chcę, żeby biła, czy coś, ale martwię się na zapas, kiedy będzie umiała zawalczyć o swoje i przekazać: "oddaj, to moje!"

    Monday 1 September 2014

    Rozliczenie

    Możliwe że sama sobie tworzę zmartwienia bo panikuję trochę o wielojęzyczność Misi odkąd zrodził się pomysł w ogóle stworzenia naszego dziecka. Najpierw trafiłam w internecie na formum Emigrantki na kącik mam dwu- i więcej- jezycznych dzieci i myślałam sobie: świetnie! Wrócę jak będzie już jakieś nasze dziecię na świecie. Właściwie to muszę się tam wybrać znowu na poczytanie tego co tam jeszcze dostępne, bo pamiętam że forum się gdzieś przenosiło i chyba starszych wpisów jakoś nie mogłam przeczytać ( jak to pewna mama( Kamila) trzy swoje "myszy" po polsku mówić i pisać nauczyła.

    Jak Misia przyszła na świat to jakoś mi było łatwiej do niej po angielsku, bo na codzień wszystkie czułości do męża po takiemu. I tak plątałam polski z angielskim dziecku przez pierwsze jej 6 miesięcy. Mąż z resztą też, po angielsku i francusku. Francuzcy Mamie y Papy mówili do niej po francusku.

    Około jej 6-tego miesiąca trafiłam na forum Konferencje Logopedyczne i zapytałam prof. J. Cieszyńską czy to ok czy źle, bo coś mi w głowie świtało, że może lepiej zapytać. No to dostałam odpowiedź, żeby broń Panie nie mówić do dziecka po ang, i przestać zaraz z tym mieszaniem! Wdzięczna jestem za odpowiedź i zaraz się poprawiłam i męża też szybko do pionu ustawiłam i nie było dyskusji. Teraz mi głupio jak przypomnę sobie oglądanie ostatnio filmiku z narodzin Misi, a my do niej jak te dwa barany po angielsku...

    To się teraz martwię.. Wyczytałam na multilinguals.pl, że u dwujęzycznego dziecka pierwszy sygnał alarmowy to:

    -Do 20 miesiąca życia dziecko zna mniej niż 20 słów w obydwu językach razem.

    To Misia ma 13 miesięcy, to mam 7 na to żeby jej pomóc nadrobić.

    Na razie ma:
    - Da - na daj!
    - Nie - nowe słówko i jeszcze nie za każdym razem jak kręci głową. Częściej tylko kręci..
    - A - na moje samogłoski domowej roboty z kartonu.
    - Zdażyło się (no ze dwa razy), iiiha i uuu (muu)
    - Powtarza też jak robi rybka po mnie, ale to chyba nie zalicza się do słów, bo to takie "cmokanie?"
    - Jak widzi psa to często wydaje z siebie takie bardzo niskie u u, podejrzewam angielskie woof woof
    - ukochała też książeczkę Hu Hu Ha Zima Zła, to w związku z nią też parę razy wydobyło się takie niskim głosem (h)u (h)u u
    - Ze żlobka też przyniosła "kla kla" językiem (nie wiem jak to opisać), panie w żłobku wytłumaczyły mi, że tak robią koniki u nich. Misia robiła to jednak tak sobie i wcale nie na konika.
    - nene (jak coś chce a do sięgnąć nie może),

    Reszta po swojemu i na nic konkretnego. Żeby ona powtarzać chciała...

    baba, dada, papapa, mamama, toto, ija ija, jeje, jaja, dedede (jak nas opiernicza :-))